Oko i obraz Rysunkowa armia Andrzeja Kaliny składa się z kolorowych prostokątów i stalowo-szarych, kwadratowych konstrukcji. Dziwne to zdarzenie i zderzenie – spotkanie ulotnych, barwnych rysunkowych doznań z ciężkim trudem warsztatu grafika. Tu kartki, tam zaś sporządzone z trawionych płyt – skrzyneczki czasu. Niby wszystko pochodzi z tej samej krainy, a jednak prowadzi myśli w różne strony. Badacze obrazów wykryli, że człowiek spoglądający na namalowany obraz najpierw szuka… oczu. Kiedy je dostrzeże, mózg z ulgą koncentruje się na spojrzeniu. Wówczas spotkanie oczu widza z oczami w obrazie ma ciekawy przebieg. Rusza lawina przypomnień i asocjacji. Obraz patrzy, więc żyje. Skoro żyje, pewnie coś się zdarzy…? Oko za oko… Gdzieś głęboko w konstrukcji naszej podświadomości tkwi oczekiwanie, że zrozumiemy to spojrzenie, że się zorientujemy, że wyczujemy, o co chodzi. Bo przecież w takim patrzeniu na obraz tkwi istota fascynacji sztuką: całe życie szukamy przecież relacji z tym „drugim”, innym spojrzeniem. Andrzej Kalina w czasie pandemii Covid-19 zaczął, jak mi powiedział – rysować. Nie rzeźbić, nie malować, nie budować, lecz rysować. Rysunek – obraz stał się rozmówcą, kompanem, powiernikiem przewrotnym i zapominalskim, żartownisiem i poważnym słuchaczem. Rysunki wybitnych artystów mają pewną ciekawą własność – pokazują to, czego zazwyczaj nie widzimy. Ujawniają zjawiska, mechanizmy, formy, kolory, które w pierwszej chwili wydają się wymyślone, wyobrażone, nierealne. Z tych dziwnych stanów bardzo wyraźnego widzenia niedostrzeganych zjawisk powstają z czasem nowe światy i nowe znaki. Andrzej Kalina zawsze był i nadal jest takim artystą, który odsłania… ujawnia…, odkrywa… i niby to drwiąc z tego procesu, zaskakuje powagą sytuacji. Tym razem narysował traktat o leczeniu samotności. Rysunkowy poemat o smutku we wszystkich możliwych kolorach. Bo przecież różowy smutek jest zupełnie inny od żółtego. Czasem dopełnienie stanów (czerwony-zielony) pozwala osiągnąć równowagę – mózg wie, jak spłatać figla i zdezorientować kompana (żółty-niebieski). Rysunkowe twory Andrzeja mają różne humory. Ale to armia bardzo sprytna i świetnie zorganizowana. Żadna kreska nie umknie, żaden kolor nie wyskoczy. Napotkamy spojrzenia spokojne i senne, ciekawskie i zdezorientowane, głodne i syte, gburowate i wyzywające. Chwilami aż strach patrzeć na te rysunki – mogą przecież się zmaterializować, czyli urzeczywistnić, mogą „stać się” i być, i chcieć, i musieć, aż ciarki wędrują po skórze, a jednak patrzymy dalej, zgrywając odważnych. Mogą „powstać” – czyli zamienić spojrzenie na ruch. Mogą posłuchać podpowiedzi z daleka, zmienić się w fale o wysokich częstotliwościach i wtedy przeszyć zmysły, a nawet powalić drżeniem. Tu nie ma żartów. Andrzej Kalina narysował wielobarwny Dziennik Czasu Zarazy, który na nas spogląda, nic sobie nie robiąc z tego, że i my się gapimy… Ale nie poprzestał na tym. Skonstruował też Kwadraty Czasu – matryce nieobecności. Z trawionych płyt, luster, szkła, odcisków nieobecnych kształtów i fotografii. Jakby odwrotność patrzących rysunków – ślepe ślady wzmocnione zagładą grafik. Złudzenia, odblaski, odbicia – wszystko nieprawda! Nie ma tego, co widać, a przecież jest. I ten tytuł wystawy… Wiele mówiący. Autor tekstu: Dorota Folga-Januszewska Oprowadzanie autorskie: 15 grudnia 2023 r. oraz 19 stycznia 2024 r. w godz. 15:00-17:00 Projekt graficzny: Antonina KonopelskaOrganizatorzy wystawy: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowe Centrum Kultury
Nasza strona internetowa używa plików cookies
W celu zapewnienia bezpieczeństwa oraz poprawienia jakości usług strona, którą Państwo odwiedzają, wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie zgadzają się Państwo na ich wykorzystywanie, prosimy o zmianę ustawień swojej przeglądarki lub opuszczenie strony.